piątek, 4 listopada 2016

9. Aż tu nagle...

Wracaliśmy z Poznania po ciężkim dniu w Szpitalu Wojskowym. Głodni, wyczerpani, przygnębieni. Kolejne badania nie wniosły nic nowego. A pobudka była o piątej, owsianka, kawa biegana i w drogę. Mama, wiadomo-kierowca na wiejskie drogi.
Już się cieszyliśmy bo prawie dom było widać i jakoś tak humory nam się poprawiły, gdy zjechaliśmy z jedenastki do Ostrowa Wlkp. A tu niestety korek jak nigdy. Młody postanowił się zdrzemnąć. Zdjął buty, kurtkę położył pod głowę, rozłożył nieco siedzenie i śpi. Ja też przysypiam, bo jedziemy 20km/h. Pamiętam, żeby co jakiś czas wyłączyć silnik. Dojeżdżamy do wiaduktu na Krotoszyńskiej. Stajemy w korku w tymże wiadukcie, co zawsze jest dla mnie makabrycznym przeżyciem. Zmierzchało. Pomyślałam pocieszając się w myślach, że jak przejedziemy to później już z gór-, z gór-

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz