poniedziałek, 12 grudnia 2016

20. Dance macabre

Mam wrażenie, że żyjemy od wielu lat w nieustannej żałobie.
Pogrzeb za pogrzebem.
Nikt nie słucha tu głośnej muzyki.
Nikt nie piratuje po uliczkach.
Nigdy nie zakłócono tu ciszy nocnej.
Mamy w oczach zamęt i niepewność.
Był czas, gdy każdy z nas zadawał sobie w myślach pytanie:
Kto będzie następny?
Kolejni sąsiedzi odchodzili niespodziewanie.
Poczciwi ludzie, pracujący wytrwale na utrzymanie swoich rodzin.
Chyba tylko pojęciem stresu pourazowego da się wytłumaczyć fakt,
że to osiedle jeszcze istnieje.
Tak, my ciągle tu jesteśmy!
Może nie do końca chcemy wiedzieć, co naprawdę się tu wydarzyło.
Jedno jest pewne - tematyka przemijania stała się naszą codziennością i dotyka nas do żywego.






19. Klątwa

Ciasne mieszkanko w bloku, trzysta metrów dalej towarowa bana*, nawiedzony sąsiad piętro niżej, co półnagi odprawiał egzorcyzmy na placu zabaw, KWK Pokój na horyzoncie i  niebo we wszystkich odcieniach szarości.
Był rok 1989 gdy z zadymionego Śląska przeprowadziliśmy się w malownicze tereny Wielkopolski. Przecudna zieleń, za oknami pola i las. Mnóstwo przestrzeni. I powietrze, którym można było głęboko oddychać.
Nasz dom był piąty na nowym osiedlu w okolicach niewielkiego miasteczka.
W ciągu dziesięciu lat zapełniły się cztery długie ulice. Sąsiad obok sąsiada. Niby wszyscy się znaliśmy, ale nie praktykowano tu śląskiego zwyczaju:
-Sąsiadko, a szklanka cukru moga?
-Ja, dziołszka, pódź ino sam.
Uliczki ozdabiano tabliczkami: "Uwaga! Zły pies!"mimo, że nic nigdy nikomu nie zginęło.
Piękne domy, zadbane ogrody, trawniki, po których nikt nigdy boso nie biegał.
Gdybym wiedziała....gdybyśmy wiedzieli...
Myślę, że gdyby ktokolwiek z nas wiedział, spakowalibyśmy podręczne torby i ucieklibyśmy gdzie pieprz rośnie.
Wszędzie byłoby lepiej niż tutaj.
Bo oto nagle zaczęli w tragicznych okolicznościach ginąć mężczyźni. Młodzi. Jeden za drugim.
Naliczyłam ich...trzynastu.
Kobiety również, choć znacznie mniej.
I dziecko, co rozdarło nam wszystkim serca.
Nikt jeszcze o tym nie pisał.
Ja ważę słowa. Zbyt świeże to rany.
Czas ich wcale nie leczy, bo mijamy każdego dnia dzieci, półsieroty,
a w ich oczach ciągle widać nieopisany ból i tęsknotę.
To nie było fair.
Oni wiedzieli.
Powinni zaorać i zostawić.




*bana - nasyp kolejowy